wtorek, 5 maja 2015

Rozdział 1



Ktokolwiek nieszczęśliwych, być może, odwodzi od śmierci, ten jest okrutny:śmierć bywa karą niekiedy, ale czasem darem: dla wielu jest ona łaską
                                                                                                          Seneka Młodszy 

Stoję przed dużym lustrem w pokoju. Mam na sobie skromną, czarną sukienkę i wysokie kozaki na obcasie. Właśnie kończę rozczesywać czerwone jak mak włosy. Przemalowałam je zaraz po wyjściu ze szpitala. Straciły swój brązowy odcień, na rzecz nowego, buntowniczego stylu. Czasy miłej, cichej dziewczynki w różowej sukieneczce się skończyły. Skoro takiej nikt mnie nie akceptował, to teraz też nie będą. Po co więc się starać? Moja osiemnastoletnia twarz została przykryta mocnym makijażem.,  Dla ostatniej osoby, która mnie kocha, jestem znowu dawnym dzieckiem. Aniołek w przebraniu diablicy. Dzisiaj pożegnam swoją mamę. Na samą myśl mam w oczach łzy, jednak nie mogę płakać. Muszę być jak ona, silna. Kiedy wiem, że już czas wychodzić wkładam na siebie obowiązkowo czarny płaszcz i komin. Na dworze panuje przerażliwy mróz. Babcia czeka na dole. Jej twarz jest przybrana w sztuczny uśmiech. Wiem, że stara się tylko dla mnie.
- Gotowa? - pyta, wciskając mi do ręki bukiet kwiatów.
Niepewnie kiwam głową, zaprzeczenie i tak nic by nie dało. Po kilku minutach drogi jesteśmy w starym kościele z drewna. Przyszło kilka koleżanek babci oraz znajomi z pracy mojej mamy. Niby tak dobrze się znają, a nie widzieli, że mąż się nad nią znęca? Gruby  ksiądz odprawia mszę. Nie słucham jego głosu, poniewaz moje mysli są odsunietę w stronę mamy. Jej zdjęcia przy trumnie, rzędu nic nie znaczących kwiatów. Wkońcu przychodzi kolej na mnie. Piękny głos odziedziczyłam po niej. Wchodzę kilka schodków ku górze i siadam przed pianinem. Zaczynam śpiewać piosenkę Christiny Aguilery. Wybrałam jej piosenkę, ponieważ nad nią ojciec również się znęcał. Jechałyśmy nad tym samym wózku..

Christina Aguilera - I'm ok. ( wersja przeniesiona na pianino)
Once upon a time there was a girl
In her early years she had to learn
How to grow up living in a war that she called home
Never know just where to turn for shelter from the storm

Hurt me to see the pain across my mother's face
Everytime my father's fist would put her in her place
Hearing all the yelling, I would cry up in my room
Hoping it would be over soon


Bruises fade father, but the pain remains the same
I still remember how you kept me so afraid
The strength is my mother, for all the love she gave
Every morning that I wake, I look back at yesterday
And I'm Ok

I often wonder why I've carried all this guilt
When it's you that helped me put up all these walls I've built
Shadows stir at night through a crack in the door
The echoes of a broken child screaming please no more
Daddy don't you understand the damage you have done?
For you it's just a memory but for me it still lives on
tłm. polskie
Pewnego razu była sobie dziewczynka. I w tak młodym wieku musiała się nauczyć, jak dorosnąć żyjąc w wojnie, którą nazywała domem. Nigdy nie wiedziała, gdzie zwrócić się po schronienie przed burzą. Rani mnie oglądanie bólu na twarzy mojej matki za każdym razem, gdy pięść mojego ojca znajduje się na jej twarzy. Słysząc wrzaski, chciałam płakać w swoim pokoju, mając nadzieję, że to się wkrótce skończy. Siniaki bledną, ojcze, ale ból pozostaje taki sam. Wciąż pamiętam jak napawałeś mnie strachem. Moja matka jest silna dzięki całej miłości jaką dawała. Każdego ranka kiedy wstaję, cofam się do wczorajszego dnia I ja jestem w porządku. Często zastanawiam się, dlaczego ponoszę całą winę. Skoro to ty pomogłeś mi podnieść wszystkie mury, jakie zbudowałam. Cienie mieszają się nocą poprzez szczelinę w drzwiach. Echo zranionego dziecka krzyczy, proszę, już dość Tatusiu, czy nie rozumiesz jaką szkodę wyrządziłeś? Dla ciebie to tylko wspomnienie, ale we mnie to wciąż żyje.


Dalej nie potrafię już śpiewać. Mam w gardle gulę, a z oczu lecą łzy. Wracam więc ze spuszczoną głową na miejsce. Do końca nie potrafię się już uspokoić. Wszyscy przybyli goście wzruszyli się moją piosenką. Jednak to mnie nie obchodzi. Jest ona złożona na hołd mamy. Kiedy moja mama jest już w trumnie, rzucam na nią kwiaty
. Niebieskie róże toną w białym śniegu. Są jak jej niebo. Nieskalane i niewinne. 
 Muszę zostać odciągnięta przez babcię, żeby możną było położyć nagrobek. Kwiaty i zniczę przykryły go. Mimo śniegu przez kilka godzin klęczę przy jej grobie śpiewając kołysankę. Nie wierzę, że już nigdy jej nie zobaczę.  Nie usłyszę słów kocham cię. Nigdy nie będzie tak jak dawniej. Jak mam spróbować żyć na nowo, kiedy myśli zaprząta mi mama. Moja kochana mamusia, która musiała odejść. Zabił ją tyran, nie człowiek, nie mąż, nie ojciec. To on doprowadził do stanu, gdzie nie mam jej, mojego podparcia. Nie wiem, czy będę potrafiła dalej żyć.
 Jednak, może tak lepiej. Mama cierpiała. Była bita i poniżana. Może lepiej, że odeszła. Teraz jest aniołem. Zzuwa nade mną. Jest w końcu szczęśliwa, ponieważ swoją mękę na ziemi zakończyła.
 Zostaję zabrana przez równie zapłakaną babcię do domu. Jestem jej wdzięczna, że przez całą drogę nic nie mówi, nie pociesza i nie lituje się nade mną.

 Przesiedziałam na parapecie całą noc. Patrzyłam się na gwiazdy, szukając tej jedynej. To ona będzie błyszczała najjaśniej. Tam będzie moja mama.
 Mimo, że nie ma jej ciałem, nigdy nie przestanie żyć w moim sercu.







Notka od Autorki:  Cześć kochani. Jest więc rozdział pierwszy. Mam nadzieję, że choć trochę się wam spodobał. Wiem, że nie jestem zawodową pisarką, a to co piszę, nie jest najlepsze.  Jeśli macie jakieś uwagi, to proszę, komentujcie mi o nich. Drugi rozdział pojawi się w piątek. Cała akcja zacznie się dopiero w 4, 5 rozdziale, więc proszę o cierpliwość.
                                                                                                       Anastazja

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz